Jak wyjaśnia pani Janina, właścicielka nieruchomości, budowa wcale nie jest samowolą. „Geodeta wytyczył działkę, projekt jako zgodny ze sztuką budowlaną zatwierdziły stosowne urzędy, a kierownik budowy odebrał inwestycję, własnoręcznym podpisem kwitując należyty stan techniczny budynku” – pisze dziennik. Jedyne, czego brakowało do ukończenia inwestycji, to pozwolenie na zamieszkanie. Miejscowy nadzór budowlany odmówił jednak wydania tego dokumentu, gdy okazało się, że dom stoi o 29 cm za blisko ogrodzenia. Wszystko przez to – wyjaśnia pani Janina – że gdy już postawiono dom, to sąsiad wywalczył dla siebie metr gruntu.
Problemy mógłby rozwiązać nadzór budowlany, który w wyjątkowych przypadkach może odstąpić od egzekwowania norm, ale urząd nie chce iść inwestorowi na rękę – konkluduje dziennik.